James Gordon kreowany jest na jedynego zbawcę mrocznego miasta, co nie tylko wychodzi wyjątkowo sztucznie, ale i momentami śmiesznie. Brak charyzmy, wieczne dylematy moralne i usilne stanie na straży prawda - cóż elementy te są wyjątkowo irytujące, tym bardziej, że Ben McKenzie wcielający się w rolę Gordona nie potrafi w żaden sposób przekonać mnie do siebie.
Młody Bruce eksploatowany jest aż za bardzo - początkowy epizod z jego udziałem zamienia się w ważną na tle serialu, ale zupełnie zbędną linię fabularną. Nie trzyma się ona jednak w żaden sposób całości.
Za to Robin Taylor oraz Donal Logue (Oswald Cobblepot i Harvey Bullock) błyszczą z każdym kolejnym odcinkiem - kto by pomyślał, że drugoplanowe wszak role zostaną tak świetnie napisane oraz, co ważne, zagrane naprawdę z jajem.
Co jeszcze na plus? Lepsza atmosfera Gotham - producenci poprawiają ten aspekt z każdym kolejnym odcinkiem i zaczyna wypadać on naprawdę co raz lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz