Mam nieodparte wrażenie, że głównym powodem średniej jakości tego serialu jest jego format - proceduralność, która jest w tym przypadku największą wadą. 'Sprawy' kryminalne serwowane każdego tygodnia są dość sztampowe, a szkoda, bo w tle przewija się wiele elementów scenariusza, które naprawdę zasługiwałyby na poświęcenie im większej uwagi.
Jim Gordon ciągle irytuje swoją postawą, młody Bruce Wayne zwyczajnie zaczyna mi działać na nerwy - temat osieroconego dziecka powinien zostać zamknięty w pierwszym odcinku, ale widzę, że będzie on kontynuowany dalej, bo twórcy starają się kreować serial na marce Batmana, no nie tędy droga niestety.
Jak zwykle nie zawodzi Pingwin oraz Harvey Bullock - pierwsza z tych postaci jest niezwykle przerysowana (w sposób oczywiście odpowiedni dla klimatu Gotham), zagrana naprawdę dobrze. Druga pasuje mi idealnie do postaci, którą osobiście znam z kart komiksów o Mrocznym Rycerzu.
Ale czwarty odcinek Gotham to również wątek Arkham i walka o wpływy rodziny Falcone i Maroni - w tle odgrywająca swoją własną krucjatę Fish Mooney - to właśnie te elementy podobały mi się w czwartym epizodzie najbardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz