Na pierwszy plan za to wysunęły się tutaj relacje Felicity z jej matką, która to pierwszy raz zadebiutowała na łamach Arrow. Spotkanie to, momentami oplatające w całkiem humorystyczne sytuacje, generalnie przesiąknięte jest lekkim dramatyzmem, co niezupełnie przypadło mi do gustu. Serial ten sam w sobie bowiem momentami potrafi być wystarczająco melodramatyczny.
W każdym razie Felicity po raz kolejny kradnie odcinek, ale nie znaczy to, że inne postaci schowane zostały w tle. Ciekawie rozwija się koligacja pomiędzy Malcolmem, a Thea - motywacje tego pierwszego nadal nie są znane, cieszy jednak fakt, że jest on nadal obecny w serialu - to postać zdecydowanie dobrze wykreowana i z pewnością wpłynie na kształt przyszłych wydarzeń w trzecim sezonie.
Również postać Laurel podąża w ciekawym kierunku, chociaż rozwój tej persony nie postępuje tak szybko, jak pewnie większość widzów by chciała.
Samych scen akcji niewiele, a te co zostały zawarte nie są tak przekonujące, jak w poprzednich epizodach - tutaj potencjał został moim zdaniem z lekka zmarnowany. Chociaż nie mogę powiedzieć tego, o scenach otwierających ten konkretny odcinek - zrealizowane zostały naprawdę bardzo fajnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz